Rozdział 6
- No to o co chodzi? - spytałam Jake-a kiedy byliśmy w miejscu gdzie nie chodziło za dużo uczniów.
- Jak to o co chodzi? Spotykasz się z Luke-iem! O to chodzi. - powiedział zdenerwowany.
- No i co z tego? Tak chodzę z Luke-iem i to jest moja sprawa! Ty masz swoje życie, swoich przyjaciół i swoją dziewczynę więc odczep się ode mnie! - wygarnęłam mu to prosto w twarz chociaż połowa mnie wcale tak nie myślała. Miałam już wracać do stołówki ale Jake mnie zatrzymał.
- Alissa, czekaj! - powiedział już trochę bardziej opanowany.
- No co znowu?
- To wszystko nie tak. Wiesz że coś do ciebie czuję. Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, wiedziałem że nie jesteś zwykłą dziewczyną. A teraz nie udawaj że ty nie czujesz tego sa...
- Czy ty w ogóle siebie słyszysz? - przerwałam mu. - Teraz gadasz mi o jakiejś wielkiej miłości a przedtem byłeś jakoś zainteresowany Holly. Więc nie wciskaj mi żadnego kitu bo i tak w to nie uwierzę.
- Tylko że prawda jest taka że... Holly wcale nie jest moją dziewczyną. - powiedział z głową skierowana w dół.
- Ile razy ja mam ci powtarzać? Ja nie jestem małą dziewczynką i nie mam pięciu lat. I zgadnij co. Nie rzucę ci się teraz w ramiona i nie powiem że na to czekałam. A teraz powiedz mi dlaczego niby miałabym ci uwierzyć, co? - czy on naprawdę myślał że jestem aż tak naiwna?
- Może dlatego bo Holly jest za to wszystko odpowiedzialna. Wtedy kiedy spotkaliśmy się na grillu, pamiętasz? Holly powiedziała że jesteśmy razem ale ja wtedy nie wiedziałem o co jej chodziło więc nic nie mówiłem. Potem kiedy poszłaś do domu, spytałem się jej dlaczego tak powiedziała.Wtedy nastała chwila ciszy a ja już wiedziałem o co chodzi. Holly była kiedyś we mnie zakochana ale ja nie odwzajemniłem tego uczucia. Teraz widziała w tobie konkurencje. - nie wiedziałam co w tedy powiedzieć. Nie miałam zielonego pojęcia czy mam mu wierzyć czy nie. Z jednej strony nie wydawało mi się żeby Jake w tej chwili kłamał, a z drugiej ta historia wydawała się być taka banalna.
- W takim razie dlaczego nadal się z nią przyjaźnisz? - spytałam z ciekawością.
- Zawsze się przyjaźniliśmy a ona już zrozumiała że nigdy nie będziemy razem. - nie zgodziłabym się z nim. Jeżeli Holly próbowała zbliżyć się do Jake-a już drugi raz, odważy się zrobić to i trzeci raz. Chociaż o tym wiedziałam, nie miałam zamiaru mówić tego Jake-owi bo nie chciałam kolejnej kłótni.
- Więc teraz mi już wierzysz? - spytał z przekonaniem.
- Uwierzę ci jeżeli usłyszę te same słowa od Holly. Nie chcę tego przeciągać więc spotkajmy się dzisiaj po szkole w tym domku w lesie. - nie czekając na odpowiedź Jake-a, poszłam prosto na następną lekcje. Słyszałam że Jake mówił coś jeszcze kiedy odchodziłam ale nie zwracałam na to uwagi. Powiedziałam to co miałam powiedzieć a Jake miał to po prostu zrobić. Zabrać ze sobą Holly a to co dalej się stanie, zostawić mnie. Wiem, zgrywam teraz twardą ale tak naprawdę nie umiałabym się gniewać na Jake-a tak czy siak. Jest dla mnie ważną osobą w moim życiu chociaż nie znam go dość długo. Tak, to bardzo dziwne.... tak samo dziwne jest to że Luke jest dla mnie tak samo ważny...
Następne lekcje mijały dość szybko. W końcu usłyszałam ostatni dzwonek. Byłam trochę zdenerwowana spotkaniem z Holly i Jake-iem chociaż wcześniej tego nie pokazywałam. Wyszłam ze szkoły, kierując się prosto w głąb lasu. Mijając kolejne drzewa, zastanawiałam się jak mam zacząć tę rozmowę. Kiedy stałam już przed drewnianymi schodkami, spojrzałam w górę i w tym momencie zapomniałam wszystko co planowałam pięć sekund wcześniej. Teraz nie mogłam się już wycofać. Wyglądało by to bardziej na to że to ja jestem tą osobą która nie umie dochować obietnicy a nie Jake. Wzięłam głęboki oddech i skierowałam się schodkami na górę. Holly i Jake już na mnie czekali. Siedzieli w ciszy z głowami w dół. Było widać że tego żałowali. Niby nie było to nic wielkiego bo przecież teraz jestem z Luke-iem... chyba jestem.
- Więc... czy Jake mówi prawdę? - zaczęłam. - Bo rozumiem że ci już wszystko wytłumaczył.
- Tak to prawda. To wszystko moja wina. Ja to wszystko wymyśliłam. Jake nie jest moim chłopakiem... i nigdy nie był. - było widać że zaraz się rozpłacze ale Jake widocznie tego nie widział. Ciągle mówiła z głową w dół i mogłam wyczytać z jej twarzy że była smutna. Wiedziałam że teraz nie chodzi o mnie o i o to że mnie oszukała. Chodziła o Jake-a. Ona nadal go... kochała. Byłam tym zdenerwowana. Ale kto by nie był?
- Mogę już iść? spytała Holly która nie czekała na odpowiedź i szybko skierowała się ku wyjściu.
- Jake-a możesz okłamywać i wciskać mu kity że już go nie kochasz ale mnie nie oszukasz. Nie da się tak po prostu od kogoś odkochać. Wiesz to. prawda? - powiedziałam do niej cicho (tak żeby Jake nie usłyszał) kiedy miała już wychodzić. Nic nie odpowiedziała tylko zatrzymała się na chwile a po jej policzku spłynęła łza. Przełknęła ślinę i odeszła a ja zostałam z Jake-iem sam na sam.
_________________________________
Hej wszystkim! W tym rozdziale wyjaśniłam już sprawę Jake-a i Holly więc proszę o waszą opinie na ten temat;) Przepraszam za to że ten rozdział jest taki krótki. Nawet nie wiem dlaczego ale mam nadzieje że i tak wam się spodobał. Obiecuję że w następnym rozdziale będzie więcej Jessici i Luke-a. To macie już gwarantowane ale teraz smutna wiadomość(jak dla mnie). Niestety następny rozdział nie pojawi się tutaj za tydzień bo wyjeżdżam na wakacje na trzy tygodnie. A zgadnijcie dokąd? Nie gdzie indziej jak do Polski! Nie jestem głupia jakby co po prostu mieszkam za granicą, hehe :D Strasznie się cieszę z wyjazdu ale oczywiście będę tęsknić za pisaniem tego bloga:) Kiedy tu wrócę(dokładniej 25 sierpnia), następny rozdział będzie już gotowy więc dodam go jak najszybciej :) A i dziękuję za komentarze i wejścia pod poprzednim rozdziałem! Pa;)
Katie♥
sobota, 28 lipca 2012
piątek, 20 lipca 2012
Rozdział 5
Rozdział 5
Szliśmy tak w głąb lasu nie rozmawiając do siebie. Może to zabrzmieć dziwnie ale poczułam z nim taką samą więź jaką miałam z Jakiem. Tylko że to było coś innego. My nie potrzebowaliśmy słów. Potrzebowaliśmy tylko swojej obecności. To znaczy nie wiem jak on ale ja tak czułam. A teraz chciałam puknąć się w głowę na myśl że podobają mi się dwa chłopaki naraz. Przecież to głupie. Ja jestem głupia.
- Przepraszam, nawet nie zapytałem cię jak masz na imię. Więc? - przerwał ciszę którą nie nazwałabym niezręczną.
- Alissa. A ty? - zapytałam
- Luke. - odpowiedział a ja uśmiechnęłam się. Nawet nie wiem dlaczego. Jego imię wydawało się takie... miłe? Tak, teraz już jestem pewna. Zwariowałam na maxa.
- A do jakiej szkoły chodzisz? - znowu zadałam pytanie i poczułam się przez to trochę dziwnie ale przecież chciałam się tylko o nim trochę dowiedzieć.
- Do tej samej co ty. - powiedział po czym cicho się zaśmiał.
- To nie możliwe, przecież nigdy cię nie widziałam. Chowasz się czy co? - powiedziałam z rozbawieniem.
- Po prostu jestem nie zauważalny.
- Nie powiedziałabym. - powiedziałam spoglądając na jego wygląd. Miał na sobie czarne rurki, biały podkoszulek który podkreślał jego mięśnie, buty za kostkę i czapkę założoną na bok. Jego włosy były idealnie ułożone a jego zapach? Można było wyczuć jego perfumy na kilometr. Nawet powiedziałabym że nałożył ich za wiele. O wiele za wiele.
- Nie przesadzaj i poopowiadaj mi trochę o sobie. Dlaczego tutaj przyjechałaś? - zapytał zmieniając temat.
- Więc tak. - zaczęłam - Kiedyś kiedy byłam jeszcze mała, mieszkałam tutaj. Ja i moi rodzice byliśmy tutaj bardzo szczęśliwi. Aż to czasu kiedy rodzice dostali pracę w Los Angeles i zostali prawnikami. Od tego czasu wszystko się zmieniło. Nie poświęcali mi już tak dużo czasu jak wcześniej. Dla nich liczyła się tylko praca i dobre wykształcenie. Kiedy przeprowadziłam się z nimi do Los Angeles, oczywiście musiałam zmienić szkolę. Nie polubiłam tamtych uczniów ani nauczycieli. Jakoś nie mogłam się tam odnaleźć. Wtedy rodzice zauważyli że uczę się gorzej niż poprzednio i postanowili mnie tutaj znowu przysłać. Mieszkam z moją babcią i mam z nią lepsze kontakty niż z rodzicami. A tak ogólnie to nie jest jakoś kolorowo w moim życiu.
Kiedy skończyłam opowiadać mu streszczoną historię mojego życia, Luke przez chwile nic nie mówił. Obawiałam się że przestraszył się tego że od razu mu tak o wszystkim opowiadam.
- Mogę cię tylko pocieszyć tym że inni ludzie mają gorzej. - powiedział po chwili.
- Na przykład kto? - zapytałam bo naprawdę chciałam się tego dowiedzieć.
- Na przykład ja. - powiedział za smutkiem na twarzy a mi zrobiło się strasznie głupio.
- Przepraszam. - powiedziałam cicho z głową w dół.
- Nic nie szkodzi.
- Chcesz mi o tym opowiedzieć. - nie wiem dlaczego wyszło mi to z ust ale czułam że potrzebuje się wygadać.
- Tak naprawdę nie ma co za dużo opowiadać. Moim rodzice rok temu zginęli w wypadku samochodowym. Jechali z pracy a wtedy nagle nadjechał tir a koniec już możesz sobie dopowiedzieć. - po tych słowach zrobiło mi się słabo. Moje serce mnie bolało. Tak samo to odczuwałam jak Luke. Chociaż nie mówił o tym za długo, to i tak nie mogłam uwierzyć w to że tak wspaniała osoba jak on, mogła stracić osoby które kochała. Widziałam że Luke już powstrzymuję się od płaczu. Nie wytrzymałam i jak najszybciej do niego podeszłam po czym przytuliłam go z całej siły.
- Nic się nie martw. - powiedziałam nadal przytulając się do niego, czując ciepło jego ciała - wiem że już nic nie da się zrobić ale wiedz że ja zawsze tu będę i wiedz że zawsze możesz na mnie liczyć.
Chłopak nic nie mówił tylko przytulił mnie jeszcze mocniej a po moim policzku poleciała łza. Staliśmy tak wtuleni w siebie w głębi lasu. Sama nigdy nie odważyła bym się tam pójść. Była już noc więc las był praktycznie czarny. Nagle chłopak powoli odsuną się ode mnie.
- Dlaczego ty musisz być tak cholernie wspaniała? - zapytał po czym namiętnie mnie pocałował. Nie spodziewałam się tego ale nie zaprzeczałam bo sama tego chciałam. Przy nim czułam się taka bezpieczna. Nic ani nikt nie mógł zepsuć tego momentu. Jego ciepły oddech rozgrzewał moje ciało. Nagle przestaliśmy się całować i spojrzeliśmy sobie w oczy w tym samym momencie. Jezu, pomyślałam. Jego oczy były tak piękne że mogłabym gapić się na nie do końca życia. Uśmiechną się do mnie a ja odwzajemniłam uśmiech. Potem dał mi spojrzenie które doskonale rozumiałam. Musieliśmy się już zbierać. Luke złapał mnie za rękę i poszliśmy w prost. Ja nie wiedziałam nawet jak wydostać się z tego lasu żeby trafić do mojego domu ale Luke widocznie tak bo szedł prosto nie wahając się w którą stronę skręcić.
Następny dzień.
Dzisiaj obudziłam się z mętlikiem w głowie. Wczoraj jeszcze byłam szczęśliwa z powodu Luke'a, podobał mi się (zresztą teraz też tak jest), myślałam że wszystko się ułoży. Miałam gdzieś Jake'a bo wmawiałam sobie że ma Holly i jest z nią szczęśliwy a ja przecież nic do niego nie czułam. Myliłam się. Czuję coś do niego. I wiem że nie jest to przyjacielskie uczucie. A właśnie Holly... coś jest nie tak. Wczoraj kiedy trwała ta cała kłótnia, Jake i Holly ani trochę nie zachowywali się jakby byli razem. Nie było tam pocałunków, przytulania się ani mówienia sobie ciepłych słów. Wiem że na tym nie polega związek dwóch osób ale nie widziałam tam nawet spojrzeń. To było dziwne, to spotkanie i ten las, też był dziwny. Tak naprawdę, wszystko w moim życiu od wczoraj zrobiło się dziwne. Nie wiedziałam w którym chłopaku się zakochałam i pytałam siebie czy można kochać dwóch. Jake - miły, nie jakże otwarty i niestety miejący dziewczynę która jest moją dobrą koleżanką lub tylko taką udaje. Luke - chłopak który sprawia że czuje się bezpiecznie, pomocny ale tak naprawdę nic praktycznie o nim nie wiedziałam, chociaż nie, wiedziałam że stracił rodziców. Jessica - dziewczyna bez zahamowań, zapatrzona w siebie i mój jedyny wróg albo po prostu pierwszy. Tak myśląc o tym chciałam puknąć się w głowę. To brzmiało jak jakaś tania komedia romantyczna i aż nie chciało mi się wierzyć że to naprawdę moje życie.
Po długim rozmyślaniu, zdałam sobie sprawę że mam tylko dwadzieścia minut na przygotowanie się i dotarcie do szkoły. Jak z procy, wyskoczyłam z łóżka i wyjęłam z szafy byle jaki zestaw. Uczesałam włosy, przejrzałam się w lusterku i ruszyłam do wyjścia. Nie miałam już czasu na śniadanie na co babcia się nie ucieszyła. Po wyjściu z domu, niemal biegłam do szkoły. Do szkoły weszłam od razu na dzwonek. Pierwsze dwie lekcje szybko zeszły a po nich jak zwykle była przerwa. Poszłam prosto do stołówki gdzie Holly dała mi znak żeby usiąść do jej stolika. Siedział tam Jake więc nie chciałam się dosiadać ale nie miałam innego wyboru. Nie chciałam siedzieć sama bo z kim niby miałam siedzieć. Z Luke-iem? Nie nie mogłam to było zbyt skomplikowane.
- No hej, co tam... u was? - spytałam z podstępem. Wiedziałam że coś z nimi było nie tak a ja tylko musiałam się dowiedzieć co.
- No nic, wiesz co ja już muszę iść. - powiedziała Holly odchodząc od stolika, Było widać że była zestresowana a ja wtedy zostałam z Jake-iem sam na sam.
- No więc, co tam u was? - zadałam ponownie pytanie tylko że teraz kierowałam się wyłącznie do Jake-a.
- No a co ma być... - wymamrotał z głową w dół.
- Nie no nic tylko tak się składa że... - a wtedy przerwał mi Luke który do nas podszedł.
- Cześć! Co tam? - zapytał z wielkim uśmiechem na twarzy, obejmując mnie ręką. Widziałam że Jake nie mógł w to do końca... uwierzyć?
- To wy... wy jesteście razem? - spytał niedowierzający w to co widzi.
Ja nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Jednak Luke nie miał żadnych wątpliwości.
- Otóż to! - odparł z jeszcze większym uśmiechem na twarzy a ja chciałam go wtedy zabić.
- Alissa, mogę porozmawiać z tobą na osobności? - spytał zdenerwowany na twarzy Jake odchodząc od stolika a ja za nim poszłam.
______________________________________
Hej! Nad tym rozdziałem pracowałam bardzo długo i mam nadzieje że się to opłaciło. Teraz w głowie Alissy dzieję się wielki mętlik miłosny. Piszcie w komentarzach w czy wam się to podoba a jeżeli nie to spróbuję to trochę zmienić. A i teraz najważniejsze mam do powiedzenia czyli ilość komentarzy pod moim poprzednim rozdziałem. 10 - to właśnie tyle komentarzy dostałam od was poprzednim razem. Czy to sen? Chyba tak bo nadal nie mogę w to uwierzyć! Dziękuję, dziękuję, dziękuję i będę wam za to dziękować aż do końca tego bloga. A co z wyświetleniami na moim blogu? Tez jest ich tyle ile nawet sobie nie marzyłam :) Więc dziękuję, dziękuję, dziękuję.... dobra już nie będę was męczyć, hehe ;d A teraz do wszystkich którzy czekają na następny rozdział na blogu o One Direction, dodam go jutro bo dzisiaj już nie dam rady ;) Dziękuję że spędzacie swój czas wchodząc tutaj. Pa!
Katie♥
Szliśmy tak w głąb lasu nie rozmawiając do siebie. Może to zabrzmieć dziwnie ale poczułam z nim taką samą więź jaką miałam z Jakiem. Tylko że to było coś innego. My nie potrzebowaliśmy słów. Potrzebowaliśmy tylko swojej obecności. To znaczy nie wiem jak on ale ja tak czułam. A teraz chciałam puknąć się w głowę na myśl że podobają mi się dwa chłopaki naraz. Przecież to głupie. Ja jestem głupia.
- Przepraszam, nawet nie zapytałem cię jak masz na imię. Więc? - przerwał ciszę którą nie nazwałabym niezręczną.
- Alissa. A ty? - zapytałam
- Luke. - odpowiedział a ja uśmiechnęłam się. Nawet nie wiem dlaczego. Jego imię wydawało się takie... miłe? Tak, teraz już jestem pewna. Zwariowałam na maxa.
- A do jakiej szkoły chodzisz? - znowu zadałam pytanie i poczułam się przez to trochę dziwnie ale przecież chciałam się tylko o nim trochę dowiedzieć.
- Do tej samej co ty. - powiedział po czym cicho się zaśmiał.
- To nie możliwe, przecież nigdy cię nie widziałam. Chowasz się czy co? - powiedziałam z rozbawieniem.
- Po prostu jestem nie zauważalny.
- Nie powiedziałabym. - powiedziałam spoglądając na jego wygląd. Miał na sobie czarne rurki, biały podkoszulek który podkreślał jego mięśnie, buty za kostkę i czapkę założoną na bok. Jego włosy były idealnie ułożone a jego zapach? Można było wyczuć jego perfumy na kilometr. Nawet powiedziałabym że nałożył ich za wiele. O wiele za wiele.
- Nie przesadzaj i poopowiadaj mi trochę o sobie. Dlaczego tutaj przyjechałaś? - zapytał zmieniając temat.
- Więc tak. - zaczęłam - Kiedyś kiedy byłam jeszcze mała, mieszkałam tutaj. Ja i moi rodzice byliśmy tutaj bardzo szczęśliwi. Aż to czasu kiedy rodzice dostali pracę w Los Angeles i zostali prawnikami. Od tego czasu wszystko się zmieniło. Nie poświęcali mi już tak dużo czasu jak wcześniej. Dla nich liczyła się tylko praca i dobre wykształcenie. Kiedy przeprowadziłam się z nimi do Los Angeles, oczywiście musiałam zmienić szkolę. Nie polubiłam tamtych uczniów ani nauczycieli. Jakoś nie mogłam się tam odnaleźć. Wtedy rodzice zauważyli że uczę się gorzej niż poprzednio i postanowili mnie tutaj znowu przysłać. Mieszkam z moją babcią i mam z nią lepsze kontakty niż z rodzicami. A tak ogólnie to nie jest jakoś kolorowo w moim życiu.
Kiedy skończyłam opowiadać mu streszczoną historię mojego życia, Luke przez chwile nic nie mówił. Obawiałam się że przestraszył się tego że od razu mu tak o wszystkim opowiadam.
- Mogę cię tylko pocieszyć tym że inni ludzie mają gorzej. - powiedział po chwili.
- Na przykład kto? - zapytałam bo naprawdę chciałam się tego dowiedzieć.
- Na przykład ja. - powiedział za smutkiem na twarzy a mi zrobiło się strasznie głupio.
- Przepraszam. - powiedziałam cicho z głową w dół.
- Nic nie szkodzi.
- Chcesz mi o tym opowiedzieć. - nie wiem dlaczego wyszło mi to z ust ale czułam że potrzebuje się wygadać.
- Tak naprawdę nie ma co za dużo opowiadać. Moim rodzice rok temu zginęli w wypadku samochodowym. Jechali z pracy a wtedy nagle nadjechał tir a koniec już możesz sobie dopowiedzieć. - po tych słowach zrobiło mi się słabo. Moje serce mnie bolało. Tak samo to odczuwałam jak Luke. Chociaż nie mówił o tym za długo, to i tak nie mogłam uwierzyć w to że tak wspaniała osoba jak on, mogła stracić osoby które kochała. Widziałam że Luke już powstrzymuję się od płaczu. Nie wytrzymałam i jak najszybciej do niego podeszłam po czym przytuliłam go z całej siły.
- Nic się nie martw. - powiedziałam nadal przytulając się do niego, czując ciepło jego ciała - wiem że już nic nie da się zrobić ale wiedz że ja zawsze tu będę i wiedz że zawsze możesz na mnie liczyć.
Chłopak nic nie mówił tylko przytulił mnie jeszcze mocniej a po moim policzku poleciała łza. Staliśmy tak wtuleni w siebie w głębi lasu. Sama nigdy nie odważyła bym się tam pójść. Była już noc więc las był praktycznie czarny. Nagle chłopak powoli odsuną się ode mnie.
- Dlaczego ty musisz być tak cholernie wspaniała? - zapytał po czym namiętnie mnie pocałował. Nie spodziewałam się tego ale nie zaprzeczałam bo sama tego chciałam. Przy nim czułam się taka bezpieczna. Nic ani nikt nie mógł zepsuć tego momentu. Jego ciepły oddech rozgrzewał moje ciało. Nagle przestaliśmy się całować i spojrzeliśmy sobie w oczy w tym samym momencie. Jezu, pomyślałam. Jego oczy były tak piękne że mogłabym gapić się na nie do końca życia. Uśmiechną się do mnie a ja odwzajemniłam uśmiech. Potem dał mi spojrzenie które doskonale rozumiałam. Musieliśmy się już zbierać. Luke złapał mnie za rękę i poszliśmy w prost. Ja nie wiedziałam nawet jak wydostać się z tego lasu żeby trafić do mojego domu ale Luke widocznie tak bo szedł prosto nie wahając się w którą stronę skręcić.
Następny dzień.
Dzisiaj obudziłam się z mętlikiem w głowie. Wczoraj jeszcze byłam szczęśliwa z powodu Luke'a, podobał mi się (zresztą teraz też tak jest), myślałam że wszystko się ułoży. Miałam gdzieś Jake'a bo wmawiałam sobie że ma Holly i jest z nią szczęśliwy a ja przecież nic do niego nie czułam. Myliłam się. Czuję coś do niego. I wiem że nie jest to przyjacielskie uczucie. A właśnie Holly... coś jest nie tak. Wczoraj kiedy trwała ta cała kłótnia, Jake i Holly ani trochę nie zachowywali się jakby byli razem. Nie było tam pocałunków, przytulania się ani mówienia sobie ciepłych słów. Wiem że na tym nie polega związek dwóch osób ale nie widziałam tam nawet spojrzeń. To było dziwne, to spotkanie i ten las, też był dziwny. Tak naprawdę, wszystko w moim życiu od wczoraj zrobiło się dziwne. Nie wiedziałam w którym chłopaku się zakochałam i pytałam siebie czy można kochać dwóch. Jake - miły, nie jakże otwarty i niestety miejący dziewczynę która jest moją dobrą koleżanką lub tylko taką udaje. Luke - chłopak który sprawia że czuje się bezpiecznie, pomocny ale tak naprawdę nic praktycznie o nim nie wiedziałam, chociaż nie, wiedziałam że stracił rodziców. Jessica - dziewczyna bez zahamowań, zapatrzona w siebie i mój jedyny wróg albo po prostu pierwszy. Tak myśląc o tym chciałam puknąć się w głowę. To brzmiało jak jakaś tania komedia romantyczna i aż nie chciało mi się wierzyć że to naprawdę moje życie.
Po długim rozmyślaniu, zdałam sobie sprawę że mam tylko dwadzieścia minut na przygotowanie się i dotarcie do szkoły. Jak z procy, wyskoczyłam z łóżka i wyjęłam z szafy byle jaki zestaw. Uczesałam włosy, przejrzałam się w lusterku i ruszyłam do wyjścia. Nie miałam już czasu na śniadanie na co babcia się nie ucieszyła. Po wyjściu z domu, niemal biegłam do szkoły. Do szkoły weszłam od razu na dzwonek. Pierwsze dwie lekcje szybko zeszły a po nich jak zwykle była przerwa. Poszłam prosto do stołówki gdzie Holly dała mi znak żeby usiąść do jej stolika. Siedział tam Jake więc nie chciałam się dosiadać ale nie miałam innego wyboru. Nie chciałam siedzieć sama bo z kim niby miałam siedzieć. Z Luke-iem? Nie nie mogłam to było zbyt skomplikowane.
- No hej, co tam... u was? - spytałam z podstępem. Wiedziałam że coś z nimi było nie tak a ja tylko musiałam się dowiedzieć co.
- No nic, wiesz co ja już muszę iść. - powiedziała Holly odchodząc od stolika, Było widać że była zestresowana a ja wtedy zostałam z Jake-iem sam na sam.
- No więc, co tam u was? - zadałam ponownie pytanie tylko że teraz kierowałam się wyłącznie do Jake-a.
- No a co ma być... - wymamrotał z głową w dół.
- Nie no nic tylko tak się składa że... - a wtedy przerwał mi Luke który do nas podszedł.
- Cześć! Co tam? - zapytał z wielkim uśmiechem na twarzy, obejmując mnie ręką. Widziałam że Jake nie mógł w to do końca... uwierzyć?
- To wy... wy jesteście razem? - spytał niedowierzający w to co widzi.
Ja nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Jednak Luke nie miał żadnych wątpliwości.
- Otóż to! - odparł z jeszcze większym uśmiechem na twarzy a ja chciałam go wtedy zabić.
- Alissa, mogę porozmawiać z tobą na osobności? - spytał zdenerwowany na twarzy Jake odchodząc od stolika a ja za nim poszłam.
______________________________________
Hej! Nad tym rozdziałem pracowałam bardzo długo i mam nadzieje że się to opłaciło. Teraz w głowie Alissy dzieję się wielki mętlik miłosny. Piszcie w komentarzach w czy wam się to podoba a jeżeli nie to spróbuję to trochę zmienić. A i teraz najważniejsze mam do powiedzenia czyli ilość komentarzy pod moim poprzednim rozdziałem. 10 - to właśnie tyle komentarzy dostałam od was poprzednim razem. Czy to sen? Chyba tak bo nadal nie mogę w to uwierzyć! Dziękuję, dziękuję, dziękuję i będę wam za to dziękować aż do końca tego bloga. A co z wyświetleniami na moim blogu? Tez jest ich tyle ile nawet sobie nie marzyłam :) Więc dziękuję, dziękuję, dziękuję.... dobra już nie będę was męczyć, hehe ;d A teraz do wszystkich którzy czekają na następny rozdział na blogu o One Direction, dodam go jutro bo dzisiaj już nie dam rady ;) Dziękuję że spędzacie swój czas wchodząc tutaj. Pa!
Katie♥
niedziela, 15 lipca 2012
Rozdział 4
Rozdział 4
W szkole na przerwie poszłam do biblioteki żeby poszukać książki którą omawialiśmy na historii. Biblioteka była duża. Było tam także dużo rzędów ale znalazłam rząd mówiący 'Historia'. Szukałam książki kiedy Jessica podeszła do mnie. Co ona tu szuka? Nie powinna przypadkiem być teraz w drużynie cheerleaderek, czy gdzie takie jak ona spędzają czas.
- O Alissa! Jakie przyjemnie spotkanie nie powiesz? Jeśli szukasz tej beznadziejnej książki którą omawiamy na historii to strata czasu. Po co uczyć się czegoś, czego potem nie zapamiętujesz. Beznadzieja.
- O co ci chodzi? Ciągle gdy się spotykamy a podejrzewam że to nie przypadkowe spotkania, mówisz rzeczy które nie są prawdą. Co ty w ogóle robisz w bibliotece?
- Co ty jesteś zawsze taka poważna?. Wiesz co to znaczy luz? Raczej nie a jestem tutaj żeby potowarzyszyć mojej nowej dobrej koleżance.
- Nie jestem twoją koleżanką a już na pewno nie dobrą i nie mam zamiaru spędzać z tobą czasu.
- Jak chcesz... nudziaro. Uważaj żeby cię te książki przypadkiem nie wciągnęły. Ale tak na serio bo słyszałam że one też potrafią zjeść człowieka więc mówię ci tak na przyszłość. Lepiej zawsze trzymaj przy sobie nóż, albo nie najlepiej pistolet. - odeszła z wielkim, parszywym uśmiechem na twarzy.
Co to miało być? Jak można być takim człowiekiem jeżeli w ogóle można ją tak nazwać. Ale miałam zamiaru przejmować się jakąś pustą debilką. Poszłam już na lekcje bo za minutę miał zadzwonić dzwonek. Po ostatnim szkolnym dzwonku, szłam prosto do domu ale Holly szybko do mnie podbiegła i mnie zatrzymała.
- Hej! Śpieszysz się? Bo dzisiaj chcę gdzieś cię zabrać. To naprawdę ważne. - nie wiedziałam co mogła ode mnie chcieć, może to znowu jakaś impreza, aby nie.
- No dobra. To przyjdź po mnie o osiemnastej.
- Nie, nie. Musimy tam iść teraz. Nie wiem czy uda mi się ich kiedy indziej sprowadzić.
- Kogo sprowadzić? W ogóle gdzie my idziemy?
- Nie ważne, bo zaraz znowu się pokłócą.
- Kto miałby by się kłócić? Dobra, nie ważne. Muszę zadzwonić do mojej babci że przyjdę później bo znowu zacznie się o mnie martwić.
- To choć, zrobisz to w samochodzie.
- No dobra, dobra. Naprawdę nie wiem po co my się tak śpieszymy.
- Dowiesz się jak będziemy na miejscu.
Zadzwoniłam do babci żeby uprzedzić ją że wrócę później. Przez całą drogę dopytywałam się Holly gdzie jedziemy lecz ona nie wydusiła z siebie ani słowa.
- Już jesteśmy. - powiedziała Holly.
- Raczej dopiero. - poprawiłam ją.
Zaparkowałyśmy koło lasu który nie kojarzył mi się z najmilszymi momentami w moim życiu. Nadal nie wiedziałam w tym żadnego sensu. Ten las, tajemnicza Holly i to uczucie które zmuszało mnie do myślenia że zaraz stanie się coś niedobrego. Szliśmy w głąb lasu. Chciałam przerwać tą nienaturalną ciszę i dowiedzieć się o co chodzi z tą całą tajemnicą, ale wiedziałam że niczego nowego się nie dowiem.
- Nie potrzebnie się niecierpliwisz. To nic strasznego. Zależy z jakiej strony na to spojrzysz.
- Nie pocieszyłaś mnie.
- To już tutaj. - myślałam że ta koszmarna niecierpliwość się wreszcie skończy. Myliłam się. Przez jakąś minutę rozglądałam się do okoła. I co? I nic. Widziałam ten sam las i te same drzewa.
- Spójrz w górę. - powiedziała Holly.
Posłuchałam jej i spojrzałam w górę. Moje oczy od razu skierowały się na skromny, drewniany domek na drzewie. Nie był on bardzo widoczny, dlatego wcześniej go nie zauważyłam. Wiedziałam że nie służył on do podziwiania go bo nie był on za ładny. Wyglądał tak jak opuszczone domki na drzewach w tych strasznych filmach. Zniszczone, białe, brudne zasłony w oknach które nie miały szyb, zarośnięty zieleniną dach i dziury w drewnianych ścianach przez które wchodził zimny wiatr. Fakt że domek nie był wysoko, uspokoił mnie bo strasznie boję się wysokości. Można powiedzieć że jestem taką ciamajdą, w sporcie jestem do niczego a wysokości boję się jak dziecko dentysty.
- Nadal nie wiem po co tutaj przyjechałyśmy. - powiedziałam czekając na odpowiedź.
- Chodź za mną. - wiedziałam że poprowadzi mnie do domku na drzewie który wydawał mi się bardzo dziwny.
Nie myliłam się. Holly pierwsza weszła po małych schodkach na górę. Z dołu słyszałam krzyki i znane mi głosy. Gdy byłam już na górze, zamurowało mnie. Nagle wszyscy przestali krzyczeć a swój wzrok skierowali na mnie. To byli Jake, Jessica i jakiś nie znany mi chłopak.
Nikt się nie odzywał więc wyskoczyłam z najbardziej banalnym pytaniem.
- O co tu chodzi? - zapytałam wszystkich z zaciekawioną ale także niepewną miną.
Holly otwierała już buzię kiedy Jessica ją wyprzedziła.
- Jak się domyślasz jesteśmy tu z pewnego powodu. Nie jest to byle jaki powód bo inaczej mnie by tutaj w ogóle nie było. A już na pewno nie z tymi dziwakami i nudziarzami.
- Uważaj do kogo mówisz! - wtrącił się Jake. Widocznie nie tylko mnie ona tak irytowała.
- A co? Nie mam racji?
- Widzisz, Jessica. W tym jest problem. Uważasz się za lepszą od nas wszystkich a tak naprawdę chcesz tylko w zrucić na siebie uwagę. - Holly kontynuowała kłótnie.
- Nie wiem nawet dlaczego z wami rozmawiam i wychodzę z tego czegoś czego nie umiem nazwać. - z czasem, poznawałam Jessice coraz bardziej. Na przykład teraz, dowiedziałam się że nie lubi kiedy ktoś wyznaję prawdę na jej temat.
- A więc to tak? Teraz uciekasz bo ktoś wreszcie wygarną ci całą prawdę! - Jake zatrzymał tymi słowami Jessicę która miała już wychodzić. Nie wiedziałam że taki jest, to znaczy nie wiedziałam że lubi się kłócić a to tak właśnie wyglądało.
- Jeżeli to nazywasz ucieczką to naprawdę masz coś z głową... - Jessica zaprzeczała się wszystkiego a Jake i Holly jej dokopywali.
Tak naprawdę w czasie tej całej kłótni, chłopak którego nie znałam imienia nic się nie odzywał. Z resztą to tak jak ja ale ja raczej nie miałam nic do powiedzenia w tej kłótni. On stał oparty o ścianę drewnianego domku, miałam już do niego zagadać kiedy on podszedł to mnie.
- Niezła afera. - powiedział z lekkim uśmiechem.
- A oni tak zawsze?
- Niestety tak i właśnie dla tego Holly było tak trudno nas tu wszystkich sprowadzić.
- Wiesz co, ja już idę. Nie mam zamiaru wysłuchiwać tej bezsensownej kłuni. Idziesz ze mną? - nie chciałam wtedy iść sama do domu a on wydawał być się miłym chłopakiem który tak jak ja był już tym wszystkim zmęczony.
- Jasne, nie słyszałem lepszej propozycji odkąd się tutaj zjawiłem. - z uśmiechem na twarzy przyjął moją propozycję.
_____________________________________________
W szkole na przerwie poszłam do biblioteki żeby poszukać książki którą omawialiśmy na historii. Biblioteka była duża. Było tam także dużo rzędów ale znalazłam rząd mówiący 'Historia'. Szukałam książki kiedy Jessica podeszła do mnie. Co ona tu szuka? Nie powinna przypadkiem być teraz w drużynie cheerleaderek, czy gdzie takie jak ona spędzają czas.
- O Alissa! Jakie przyjemnie spotkanie nie powiesz? Jeśli szukasz tej beznadziejnej książki którą omawiamy na historii to strata czasu. Po co uczyć się czegoś, czego potem nie zapamiętujesz. Beznadzieja.
- O co ci chodzi? Ciągle gdy się spotykamy a podejrzewam że to nie przypadkowe spotkania, mówisz rzeczy które nie są prawdą. Co ty w ogóle robisz w bibliotece?
- Co ty jesteś zawsze taka poważna?. Wiesz co to znaczy luz? Raczej nie a jestem tutaj żeby potowarzyszyć mojej nowej dobrej koleżance.
- Nie jestem twoją koleżanką a już na pewno nie dobrą i nie mam zamiaru spędzać z tobą czasu.
- Jak chcesz... nudziaro. Uważaj żeby cię te książki przypadkiem nie wciągnęły. Ale tak na serio bo słyszałam że one też potrafią zjeść człowieka więc mówię ci tak na przyszłość. Lepiej zawsze trzymaj przy sobie nóż, albo nie najlepiej pistolet. - odeszła z wielkim, parszywym uśmiechem na twarzy.
Co to miało być? Jak można być takim człowiekiem jeżeli w ogóle można ją tak nazwać. Ale miałam zamiaru przejmować się jakąś pustą debilką. Poszłam już na lekcje bo za minutę miał zadzwonić dzwonek. Po ostatnim szkolnym dzwonku, szłam prosto do domu ale Holly szybko do mnie podbiegła i mnie zatrzymała.
- Hej! Śpieszysz się? Bo dzisiaj chcę gdzieś cię zabrać. To naprawdę ważne. - nie wiedziałam co mogła ode mnie chcieć, może to znowu jakaś impreza, aby nie.
- No dobra. To przyjdź po mnie o osiemnastej.
- Nie, nie. Musimy tam iść teraz. Nie wiem czy uda mi się ich kiedy indziej sprowadzić.
- Kogo sprowadzić? W ogóle gdzie my idziemy?
- Nie ważne, bo zaraz znowu się pokłócą.
- Kto miałby by się kłócić? Dobra, nie ważne. Muszę zadzwonić do mojej babci że przyjdę później bo znowu zacznie się o mnie martwić.
- To choć, zrobisz to w samochodzie.
- No dobra, dobra. Naprawdę nie wiem po co my się tak śpieszymy.
- Dowiesz się jak będziemy na miejscu.
Zadzwoniłam do babci żeby uprzedzić ją że wrócę później. Przez całą drogę dopytywałam się Holly gdzie jedziemy lecz ona nie wydusiła z siebie ani słowa.
- Już jesteśmy. - powiedziała Holly.
- Raczej dopiero. - poprawiłam ją.
Zaparkowałyśmy koło lasu który nie kojarzył mi się z najmilszymi momentami w moim życiu. Nadal nie wiedziałam w tym żadnego sensu. Ten las, tajemnicza Holly i to uczucie które zmuszało mnie do myślenia że zaraz stanie się coś niedobrego. Szliśmy w głąb lasu. Chciałam przerwać tą nienaturalną ciszę i dowiedzieć się o co chodzi z tą całą tajemnicą, ale wiedziałam że niczego nowego się nie dowiem.
- Nie potrzebnie się niecierpliwisz. To nic strasznego. Zależy z jakiej strony na to spojrzysz.
- Nie pocieszyłaś mnie.
- To już tutaj. - myślałam że ta koszmarna niecierpliwość się wreszcie skończy. Myliłam się. Przez jakąś minutę rozglądałam się do okoła. I co? I nic. Widziałam ten sam las i te same drzewa.
- Spójrz w górę. - powiedziała Holly.
Posłuchałam jej i spojrzałam w górę. Moje oczy od razu skierowały się na skromny, drewniany domek na drzewie. Nie był on bardzo widoczny, dlatego wcześniej go nie zauważyłam. Wiedziałam że nie służył on do podziwiania go bo nie był on za ładny. Wyglądał tak jak opuszczone domki na drzewach w tych strasznych filmach. Zniszczone, białe, brudne zasłony w oknach które nie miały szyb, zarośnięty zieleniną dach i dziury w drewnianych ścianach przez które wchodził zimny wiatr. Fakt że domek nie był wysoko, uspokoił mnie bo strasznie boję się wysokości. Można powiedzieć że jestem taką ciamajdą, w sporcie jestem do niczego a wysokości boję się jak dziecko dentysty.
- Nadal nie wiem po co tutaj przyjechałyśmy. - powiedziałam czekając na odpowiedź.
- Chodź za mną. - wiedziałam że poprowadzi mnie do domku na drzewie który wydawał mi się bardzo dziwny.
Nie myliłam się. Holly pierwsza weszła po małych schodkach na górę. Z dołu słyszałam krzyki i znane mi głosy. Gdy byłam już na górze, zamurowało mnie. Nagle wszyscy przestali krzyczeć a swój wzrok skierowali na mnie. To byli Jake, Jessica i jakiś nie znany mi chłopak.
Nikt się nie odzywał więc wyskoczyłam z najbardziej banalnym pytaniem.
- O co tu chodzi? - zapytałam wszystkich z zaciekawioną ale także niepewną miną.
Holly otwierała już buzię kiedy Jessica ją wyprzedziła.
- Jak się domyślasz jesteśmy tu z pewnego powodu. Nie jest to byle jaki powód bo inaczej mnie by tutaj w ogóle nie było. A już na pewno nie z tymi dziwakami i nudziarzami.
- Uważaj do kogo mówisz! - wtrącił się Jake. Widocznie nie tylko mnie ona tak irytowała.
- A co? Nie mam racji?
- Widzisz, Jessica. W tym jest problem. Uważasz się za lepszą od nas wszystkich a tak naprawdę chcesz tylko w zrucić na siebie uwagę. - Holly kontynuowała kłótnie.
- Nie wiem nawet dlaczego z wami rozmawiam i wychodzę z tego czegoś czego nie umiem nazwać. - z czasem, poznawałam Jessice coraz bardziej. Na przykład teraz, dowiedziałam się że nie lubi kiedy ktoś wyznaję prawdę na jej temat.
- A więc to tak? Teraz uciekasz bo ktoś wreszcie wygarną ci całą prawdę! - Jake zatrzymał tymi słowami Jessicę która miała już wychodzić. Nie wiedziałam że taki jest, to znaczy nie wiedziałam że lubi się kłócić a to tak właśnie wyglądało.
- Jeżeli to nazywasz ucieczką to naprawdę masz coś z głową... - Jessica zaprzeczała się wszystkiego a Jake i Holly jej dokopywali.
Tak naprawdę w czasie tej całej kłótni, chłopak którego nie znałam imienia nic się nie odzywał. Z resztą to tak jak ja ale ja raczej nie miałam nic do powiedzenia w tej kłótni. On stał oparty o ścianę drewnianego domku, miałam już do niego zagadać kiedy on podszedł to mnie.
- Niezła afera. - powiedział z lekkim uśmiechem.
- A oni tak zawsze?
- Niestety tak i właśnie dla tego Holly było tak trudno nas tu wszystkich sprowadzić.
- Wiesz co, ja już idę. Nie mam zamiaru wysłuchiwać tej bezsensownej kłuni. Idziesz ze mną? - nie chciałam wtedy iść sama do domu a on wydawał być się miłym chłopakiem który tak jak ja był już tym wszystkim zmęczony.
- Jasne, nie słyszałem lepszej propozycji odkąd się tutaj zjawiłem. - z uśmiechem na twarzy przyjął moją propozycję.
_____________________________________________
Hej! Na początku chcę podziękować za komentarze pod poprzednimi rozdziałami;) Po drugie dziękuję za wejścia na na moje blogi(jeżeli ktoś nie wie jaki jest drugi to proszę: http://isthereonlyonedirection.blogspot.co.uk/) bo robi się ich coraz więcej dzień po dniu:) Czy ten rozdział wam się podoba? Proszę o komentarze:) Pa!
Katie♥
sobota, 7 lipca 2012
Rozdział 3
Rozdział 3
Rano nie chciało mi się wstawać. Nie chciało mi się niczego. Chciałam tylko zostać w moim łóżku i rozmyślać nad czymś czego w ogóle nie było. Ale nie! Nie pozwolę na to żeby jakiś nieznajomy chłopak zawrócił mi w głowie. Więc wstałam z łóżka, ubrałam się, zjadłam śniadanie i wyszłam z domu.
W szkole podeszłam do mojej szafki i nie wiem co mnie do tego skłoniło żebym popatrzyła w jego stronę. Jake stał tam jak zamurowany i wpatrywał się we mnie. Ja od razu odwróciłam się w stronę mojej szafki i szybko odeszłam. Pierwsza lekcja wydawała się najdłuższą w moim życiu ale próbowałam nie myśleć o tym co się stało i skupić się na tym co mam robić. Jednak każda lekcja wydawała się być dłuższa. Nadeszła ostatnia lekcja. Lekcja WF-u. Wiedziałam że będzie ona z Jake-iem ale przecież nie mogłam nic z tym zrobić. W przebieralni zaczepiła mnie Holly.
- Hej Alissa. Dlaczego wczoraj tak szybko poszłaś? Coś się stało? - Coś się stało?! Oczywiście że nie. Po prostu wczoraj powiedziałaś mi prosto w oczy że chłopak który mi się podoba jest twoim chłopakiem. Oczywiście że nic się nie stało.
- Wczoraj musiałam szybko wracać do domu bo zapomniałam że umówiłam się z moją babcią na zakupy. Lepiej już chodźmy bo spóźnimy się na WF.
Gdy weszliśmy do sali gimnastycznej od razu ciarki przeszły mi przez ciało. Nienawidzę sportu a tym bardziej siatkówki. Kiedyś gdy byłam mała, grałam z moimi koleżankami w siatkówkę. Chciałam im zaimponować bo były to koleżanki o których ja mogłam tylko pomarzyć. Przygotowałam się żeby odbić piłkę i przewróciłam się. Byłam wtedy czerwona jak burak. Wszyscy się ze mnie śmiali jednak mi nie było do śmiechu a moje marzenie o super koleżankach legło w gruzach.
Ustawiliśmy się na swoich miejscach. Po jednej stronie stali chłopaki a po drugiej dziewczyny. Było pewne że dziewczyny przegrają. Nie chodzi mi tylko o to że były dziewczynami ale także o to że ja byłam w ich grupie. Gra się zaczęła.
- Podaj do mnie! - jakaś dziewczyna krzyczała do drugiej.
- Tutaj! Rzuć tutaj! - jakaś inna dziewczyna krzyknęła.
Wszystkie dziewczyny oprócz mnie tak naprawdę ciągle mówiły 'Tutaj! Rzuć do mnie' albo ' Nie, podaj tutaj! Moim zdaniem taka gra nie ma sensu. Trzeba tylko podawać do siebie piłkę i przerzucać ją przez siatkę. Nie wiedziałam co robić i stałam tam w miejscu jak głupia.
- Alissa uważaj! - Holly mnie ostrzegła. Przez chwile nie wiedziałam o czym mówi ale po chwili się dowiedziałam. Piłka uderzyła mnie w głowę i upadłam. Otworzyłam oczy z zaskoczenia i zobaczyłam różne twarze patrzące się na mnie.
- Coś ci się stało? - zapytała pani od WF-u.
- Nie wiem. - wtedy naprawdę nie wiedziałam co się dzieję.
- Ktoś musi pójść z Alissą do pielęgniarki.
- Ja z nią pójdę! - To było dziwne ale zgłosiły się dwie osoby. Holly i .... Jake.
- Dobrze, niech Jake z nią pójdzie.
Jake podał mi rękę żebym się podniosła.
- Wszystko w porządku? Nie wyglądasz dobrze.
- Głowa mnie trochę boli, i plecy i ..... już sama nie wiem.
- Dobrze, już dobrze. Chodźmy już. - powiedział to jakby coś go rozśmieszyło.
- Coś cię śmieszy?
- Nie, nie. Nic takiego.
Byliśmy już koło pokoju kiedy Jake pierwszy zapukał do drzwi.
- Nie jestem niepełnosprawna tylko trochę poobijana. Umiem zapukać do drzwi.
- Sory to było odruchowe.
Śmialiśmy się przez chwile ale wtedy pani pielęgniarka wpuściła nas do środka. Powiedziała że nic takiego mi się nie stało ale lepiej by było gdybym już nie wracała na lekcje tylko poszła do domu.
- Masz jakiś przyjaciół z którymi wracasz do domu?
- Nie, jestem tu nowa. To dopiero mój drugi dzień.
- Jake może ty byś mógł odprowadzić Alissę do domu. Nie wiadomo czy coś się jej nie stanie. - z nie pewną miną patrzyłam na Jake-a i miałam nadzieję że się zgodzi.
- Jasne, mogę ją odprowadzić. - kamień spadł mi z serca.
Przez całą drogę do domu rozmawialiśmy i śmieliśmy się z różnych rzeczy. Opowiadaliśmy sobie różne historie jak starzy przyjaciele. Naprawdę czułam jakbyśmy znali się już z parę lat. Fajnie się z nim rozmawiało. Byliśmy już koło mojego domu.
- To już tutaj.
- Szkoda, fajnie się rozmawiało.
- Tak, to prawda. No to ja już idę, dzięki że mnie odprowadziłeś. - szłam już do drzwi kiedy on złapał mnie za rękę.
- Czekaj.
- Tak?
- Do zobaczenia. - i pocałował mnie w policzek.
- Do zobaczenia. - powiedziałam niepewnie.
Weszłam do domu, zamknęłam drzwi i nie wiedziałam co dokładnie się stało. Czy on mnie pocałował w policzek? Przecież on ma dziewczynę. Co on sobie myśli przecież jest z Holly i.... może on jej nie traktuję poważnie. Nie wiem jakie ma myśli ale ja nie zawiodę Holly. Była moją dobrą koleżanką a koleżanek się nie zdradza a on był tylko zwykłym chłopakiem ze szkoły. Szłam na górę do swojego pokoju kiedy babcia zawołała z kuchni.
- Alissa? Co tak wcześnie przyszłaś?
- Miałam mały wypadek na WF-ie ale nic mi nie jest.
- Na pewno nic ci się nie stało. Zaraz wezmę apteczkę. - babcia przyszła z kuchni i znowu zaczęła histeryzować.
- Babciu naprawdę nic mi nie jest. Czuję się już dobrze.
- Ale jak byś się źle poczuła to natychmiast masz mi o tym powiedzieć.
- Dobrze babciu, jak coś się stanie to na pewno ci o tym powiem.
Poszłam na górę i zaczęłam czytać książkę. Znalazłam ją na szafce nocnej. Pamiętam że dostałam ją na 16 urodziny od mojej babci. Nigdy nie zaczęłam jej czytać więc postanowiłam nadrobić zaległości.
______________________________________________
Dziękuje za wejścia i komentarze pod moim poprzednim rozdziałem(chociaż nie było ich wiele bo tylko 1) więc za komentarze dziękuje Ffragolla;) A za wejścia pozostałym ludziom;) Czy podoba się wam ten rozdział? Proszę o komentarze;) Dzisiaj mam jakiś taki dzień do niczego więc tutaj za dużo nie będę pisać. Pa!
Katie♥
Rano nie chciało mi się wstawać. Nie chciało mi się niczego. Chciałam tylko zostać w moim łóżku i rozmyślać nad czymś czego w ogóle nie było. Ale nie! Nie pozwolę na to żeby jakiś nieznajomy chłopak zawrócił mi w głowie. Więc wstałam z łóżka, ubrałam się, zjadłam śniadanie i wyszłam z domu.
W szkole podeszłam do mojej szafki i nie wiem co mnie do tego skłoniło żebym popatrzyła w jego stronę. Jake stał tam jak zamurowany i wpatrywał się we mnie. Ja od razu odwróciłam się w stronę mojej szafki i szybko odeszłam. Pierwsza lekcja wydawała się najdłuższą w moim życiu ale próbowałam nie myśleć o tym co się stało i skupić się na tym co mam robić. Jednak każda lekcja wydawała się być dłuższa. Nadeszła ostatnia lekcja. Lekcja WF-u. Wiedziałam że będzie ona z Jake-iem ale przecież nie mogłam nic z tym zrobić. W przebieralni zaczepiła mnie Holly.
- Hej Alissa. Dlaczego wczoraj tak szybko poszłaś? Coś się stało? - Coś się stało?! Oczywiście że nie. Po prostu wczoraj powiedziałaś mi prosto w oczy że chłopak który mi się podoba jest twoim chłopakiem. Oczywiście że nic się nie stało.
- Wczoraj musiałam szybko wracać do domu bo zapomniałam że umówiłam się z moją babcią na zakupy. Lepiej już chodźmy bo spóźnimy się na WF.
Gdy weszliśmy do sali gimnastycznej od razu ciarki przeszły mi przez ciało. Nienawidzę sportu a tym bardziej siatkówki. Kiedyś gdy byłam mała, grałam z moimi koleżankami w siatkówkę. Chciałam im zaimponować bo były to koleżanki o których ja mogłam tylko pomarzyć. Przygotowałam się żeby odbić piłkę i przewróciłam się. Byłam wtedy czerwona jak burak. Wszyscy się ze mnie śmiali jednak mi nie było do śmiechu a moje marzenie o super koleżankach legło w gruzach.
Ustawiliśmy się na swoich miejscach. Po jednej stronie stali chłopaki a po drugiej dziewczyny. Było pewne że dziewczyny przegrają. Nie chodzi mi tylko o to że były dziewczynami ale także o to że ja byłam w ich grupie. Gra się zaczęła.
- Podaj do mnie! - jakaś dziewczyna krzyczała do drugiej.
- Tutaj! Rzuć tutaj! - jakaś inna dziewczyna krzyknęła.
Wszystkie dziewczyny oprócz mnie tak naprawdę ciągle mówiły 'Tutaj! Rzuć do mnie' albo ' Nie, podaj tutaj! Moim zdaniem taka gra nie ma sensu. Trzeba tylko podawać do siebie piłkę i przerzucać ją przez siatkę. Nie wiedziałam co robić i stałam tam w miejscu jak głupia.
- Alissa uważaj! - Holly mnie ostrzegła. Przez chwile nie wiedziałam o czym mówi ale po chwili się dowiedziałam. Piłka uderzyła mnie w głowę i upadłam. Otworzyłam oczy z zaskoczenia i zobaczyłam różne twarze patrzące się na mnie.
- Coś ci się stało? - zapytała pani od WF-u.
- Nie wiem. - wtedy naprawdę nie wiedziałam co się dzieję.
- Ktoś musi pójść z Alissą do pielęgniarki.
- Ja z nią pójdę! - To było dziwne ale zgłosiły się dwie osoby. Holly i .... Jake.
- Dobrze, niech Jake z nią pójdzie.
Jake podał mi rękę żebym się podniosła.
- Wszystko w porządku? Nie wyglądasz dobrze.
- Głowa mnie trochę boli, i plecy i ..... już sama nie wiem.
- Dobrze, już dobrze. Chodźmy już. - powiedział to jakby coś go rozśmieszyło.
- Coś cię śmieszy?
- Nie, nie. Nic takiego.
Byliśmy już koło pokoju kiedy Jake pierwszy zapukał do drzwi.
- Nie jestem niepełnosprawna tylko trochę poobijana. Umiem zapukać do drzwi.
- Sory to było odruchowe.
Śmialiśmy się przez chwile ale wtedy pani pielęgniarka wpuściła nas do środka. Powiedziała że nic takiego mi się nie stało ale lepiej by było gdybym już nie wracała na lekcje tylko poszła do domu.
- Masz jakiś przyjaciół z którymi wracasz do domu?
- Nie, jestem tu nowa. To dopiero mój drugi dzień.
- Jake może ty byś mógł odprowadzić Alissę do domu. Nie wiadomo czy coś się jej nie stanie. - z nie pewną miną patrzyłam na Jake-a i miałam nadzieję że się zgodzi.
- Jasne, mogę ją odprowadzić. - kamień spadł mi z serca.
Przez całą drogę do domu rozmawialiśmy i śmieliśmy się z różnych rzeczy. Opowiadaliśmy sobie różne historie jak starzy przyjaciele. Naprawdę czułam jakbyśmy znali się już z parę lat. Fajnie się z nim rozmawiało. Byliśmy już koło mojego domu.
- To już tutaj.
- Szkoda, fajnie się rozmawiało.
- Tak, to prawda. No to ja już idę, dzięki że mnie odprowadziłeś. - szłam już do drzwi kiedy on złapał mnie za rękę.
- Czekaj.
- Tak?
- Do zobaczenia. - i pocałował mnie w policzek.
- Do zobaczenia. - powiedziałam niepewnie.
Weszłam do domu, zamknęłam drzwi i nie wiedziałam co dokładnie się stało. Czy on mnie pocałował w policzek? Przecież on ma dziewczynę. Co on sobie myśli przecież jest z Holly i.... może on jej nie traktuję poważnie. Nie wiem jakie ma myśli ale ja nie zawiodę Holly. Była moją dobrą koleżanką a koleżanek się nie zdradza a on był tylko zwykłym chłopakiem ze szkoły. Szłam na górę do swojego pokoju kiedy babcia zawołała z kuchni.
- Alissa? Co tak wcześnie przyszłaś?
- Miałam mały wypadek na WF-ie ale nic mi nie jest.
- Na pewno nic ci się nie stało. Zaraz wezmę apteczkę. - babcia przyszła z kuchni i znowu zaczęła histeryzować.
- Babciu naprawdę nic mi nie jest. Czuję się już dobrze.
- Ale jak byś się źle poczuła to natychmiast masz mi o tym powiedzieć.
- Dobrze babciu, jak coś się stanie to na pewno ci o tym powiem.
Poszłam na górę i zaczęłam czytać książkę. Znalazłam ją na szafce nocnej. Pamiętam że dostałam ją na 16 urodziny od mojej babci. Nigdy nie zaczęłam jej czytać więc postanowiłam nadrobić zaległości.
______________________________________________
Dziękuje za wejścia i komentarze pod moim poprzednim rozdziałem(chociaż nie było ich wiele bo tylko 1) więc za komentarze dziękuje Ffragolla;) A za wejścia pozostałym ludziom;) Czy podoba się wam ten rozdział? Proszę o komentarze;) Dzisiaj mam jakiś taki dzień do niczego więc tutaj za dużo nie będę pisać. Pa!
Katie♥
Subskrybuj:
Posty (Atom)